- To jest trudny i kontrowersyjny film, na pewno nie przejdzie niezauważony - podkreśla Małgorzata Walczak, producent filmu.
Zdjęcia do fabularyzowanego dokumentu Marka Pawłowskiego bazującego na prawdziwej historii opisanej przez Henryka Schönkera rozpoczęły się w Oświęcimiu. W miejscu, gdzie przed wojną mieszkał wraz z rodzicami i siostrą.
- Z całej naszej rodziny uratował się tylko tylko ojciec, mama i ja z siostrą - mówi ze łzami w oczach Henryk Schönker na planie filmu, kręconego w całym mieście.
© Arkadiusz Zajas Allemedia.pl |
W swojej książce opisał ucieczkę przed śmiercią z Oświęcimia, przez Kraków, Wieliczkę, pobyt w getcie w Tarnowie i Bochni, po obóz w Bergen-Belsen.
- Pan Henryk po 70 latach od tamtych zdarzeń wszystko dokładnie pamięta - podkreśla Małgorzata Walczak. - Rozpoznał bezbłędnie wszystkie miejsca, nawet skrytki na swoim dawnym strychu - dodaje producentka.
Henryk Schönker przy okazji opowiedział o zapomnianym wątku przedwojennej historii Żydów polskich, który został opisany w dokumentach odnalezionych w Jerozolimie przez dr. Artura Szyndlera z Centrum Żydowskiego w Oświęcimiu.
- Historycy mieli wątpliwości co do funkcjonowania w Oświęcimiu Biura Emigracyjnego, które miało organizować wyjazdy do Palestyny - wyjaśnia dr Artur Szyndler. - Biuro rzeczywiście istniało, ale formalnie nie udało mu się zorganizować żadnego wyjazdu.
Według różnych danych w 1939 roku w 14-tysięcznym Oświęcimiu mieszkało ok. 7-8,2 tys. Żydów. Miasto mogło się stać punktem masowej ich emigracji, a stało się miejscem zagłady.
- Może ten Holokaust nie przeszedłby w takiej okrutnej, strasznej formie, a może by do niego nie doszło, gdyby ktoś na świecie otworzył przed Żydami wrota. Niestety, nic takiego się nie stało - mówi Henryk Schönker we wcześneijszym reportażu "I jest nowe życie". - Ta "bezstronność" świata wykazana losem Żydów przekonała Niemców, że właściwie z Żydami można robić, co się chce - dodaje rozgoryczony.
Jak przekonuje w swojej książce i powstającym filmie, dla Żydów nie istniał żaden skuteczny system radzenia sobie z nazistowską opresją. Nie ratowały ich koneksje ani pieniądze. Nieliczni, którzy przetrwali, mieli ogromne szczęście i wolę życia. - Instynkt samozachowawczy ostrzegał nas i napinał nasze nerwy - mówi Henryk Schönker, który od lat mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Całą tragiczną, a dla niego szczęśliwie zakończoną historię wojenną opowiedział ekipie filmowej. Na ekranach zobaczymy ją za rok.
Żródło: www.gazetakrakowska.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz