niedziela, 27 grudnia 2009

Miejskie muzeum na 20 metrach

W niewielkim pokoju zmieścił blisko tysiąc oryginalnych fotografii, dokumentów, pocztówek, butelek, etykiet, plakatów. Na piętrze domu należącego do słynnego rodu kominiarskiego Pomietlarz kolekcjoner Mirosław Ganobis zgromadził kawał historii Oświęcimia i okolic.


Zebrane przez Ganobisa materiały dokumentują zarówno oficjalne, jak i prywatne epizody z życia dawnych mieszkańców Oświęcimia. Na co dzień szef firmy montującej okna, każdą wolną chwilę i pieniądze przeznacza na swą pasję. Zgromadzone przezeń zbiory to przede wszystkim pocztówki, fotografie, butelki z miejscowych wytwórni trunków i etykiety, dokumenty, weksle i wiele innych bibelotów. Niejednokrotnie, zanim trafiły do kolekcji Mirosława Ganobisa, przez kilka dekad wypełniały zakurzone strychy, piwnicy, szuflady oświęcimian. Wystawały z kredensów między porcelaną, nie absorbując uwagi ludzi, u których się pojawiły w różnych okolicznościach.

Znaczna część tych przedmiotów uległaby zapewne całkowitemu zniszczeniu gdyby nie wysiłek pana Mirosława. Uparcie chodził, pytał, rozmawiał, prosił i wreszcie dostawał lub też i kupował. Kiedy na terenie Oświęcimia wyczerpały się zasoby pamiątek, kolejnym obszarem poszukiwań reliktów przeszłości stały się giełdy starych pocztówek. W poszukiwaniu reliktów przeszłości wyjeżdżał nawet do Czech i na Słowację. Teraz bardzo pomocny w zbieraniu jest portal aukcyjny Allegro.

W pokoju wypełnionym pamiątkami z przeszłości wzrok przykuwa czarna masywna szafa. To oryginalny mebel z biura Haberfelda. W środku kryje prawdziwe skarby – ponad 100 oryginalnych butelek z fabryki wódek i likierów słynnej żydowskiej rodziny od pokoleń związanej z Oświęcimiem.

– Każda z nich jest inna. Poza tym ponad 70 etykiet z nazwami firmowych wyrobów i dwa pękate segregatory z dokumentami z działalności fabryki – wylicza. – Haberfeld był potentatem w produkcji trunków w Oświęcimiu. Choć nie jedynym. Mam również butelki pochodzące z fabryk konkurentów: Henenberga, Silbigera,Hollendaera, Silfena, Leiblera, Kurtza.

Ojciec pana Mirosława pracował w znacjonalizowanej po wojnie rozlewni napojów. Pewnego dnia podrzucił synowi kilka kolorowych etykiet znalezionych w dawnej fabryce Haberfelda.

– Robiliśmy porządki na strychu – uśmiechnął się ojciec zaspokajając ciekawość syna.

Mirek połknął bakcyla. By dotrzeć do innych pamiątek z przeszłości żydowskiego potentata zatrudnił się w rozlewni. Został konwojentem. Po kolejnych usilnych prośbach w końcu dostał zgodę od przełożonej na poszperanie po strychu.

Kolekcja młodego Ganobisa rosła w oczach. W poszukiwaniu śladów przeszłości pukał do domów starszych oświęcimian, którzy niegdyś pracowali u Haberfelda. Na swoją pasję potrafił wydać ostatnie pieniądze.
Przełomowym wydarzeniem w jego kolekcjonerskiej drodze było odkrycie w podziemiach słynnej kamienicy kilku tysięcy gotowych do wysyłki butelek.

– Po upadku PRL-u Haberfeldowie, których los rzucił do Australii i USA przysłali do Oświęcimia swoich emisariuszy - studentów prawa i architektury. Chcieli odzyskać swą własność. Abraham, młody człowiek studiujący architekturę udał się ze mną do kamienicy. Sprawdzał między innymi stan fundamentów. Mieliśmy na to zgodę ówczesnego prezydenta Oświęcimia Dariusza Dulnika – opowiada Ganobis.

Schodząc do piwnicy Mirek zauważył nagle zamurowane wejście. Na zewnątrz wystawały fragmenty zawiasów jakichś drzwi. Wykuł kawałek dziury, poświecił latarką i... oniemiał z wrażenia. W środku, na sianie, jedna na drugiej leżało kilka tysięcy (!) butelek sygnowanych znakiem firmowym Haberfeldów.

– Tuż obok leżały jakieś dokumenty. Wśród nich gazety z lat 30. XX wieku i książki. Kiedy wziąłem je do ręki, jedna po drugiej zaczęły się rozsypywać. Mój wzrok przykuła książka z podpisem Erwina Haberfelda. Jedyna, która się nie rozleciała. Spakowałem ją, a potem wysłałem na drugi koniec świata. Do Australii, do właściciela tejże książki – wspomina Ganobis.

Kiedy dotarła do adresata, Erwin Haberfeld nie krył wzruszenia. Wszak zostawił tę książkę w rodzinnym mieście, tuż przed wojną. Zanim na zawsze wyjechał z Oświęcimia.

Minęły kolejne dwa lata. Budynek został zamknięty na przysłowiowe cztery spusty. Tak się przynajmniej wydawało mojemu rozmówcy. Pewnego dnia jadąc autobusem obok kamienicy zobaczył, że z wnętrza domu niesamowicie się kurzy. Pootwierane okna sugerowały, że ktoś próbuje robić w środku generalne porządki. Mirek zaniepokoił się nie na żarty. Tym bardziej, że jakiś czas wcześniej dostał od żydowskiej rodziny wszelkie pełnomocnictwa do reprezentowanie ich interesów na miejscu.

– Wpadłem do środka. Patrzę, a tam jacyś nieznani mi ludzie robią przewracają kamienicę do góry nogami. Pomyślałem, że może budynek został komuś sprzedany, a nowy właściciel wynajął ludzi, by uporządkowali wnętrze. Z drugiej strony wiedziałem, że przecież w sądzie sprawa roszczeń Haberfeldów nie była wciąż sfinalizowana – wspomina. – Sprzątający twierdzili, że dostali polecenie od ówczesnego prezydenta Andrzeja Telki na uporządkowanie wnętrza. Tyle że to nie miało nic wspólnego ze sprzątaniem. Jedna wielka dewastacja. Wyrywali kable ze ścian, metalowe elementy z ocalałych pieców. Z pokoi zniknęły całe połacie parkietu. Powyrywali drzwi z zawiasów.

Ganobisa coś tknęło. Zszedł do piwnicy, by sprawdzić, co dzieje się z kilkoma tysiącami butelek, do których dotarł dwa lata wcześniej. Po drodze natknął się na leżące pękate reklamówki. A w nich, a jakże, wspomniane butelki. Kiedy dotarł na miejsce, „wyparowała” już połowa ze szklanego skarbu.

– Poinformowałem komendanta Straży Miejskiej w Oświęcimiu Piotra Ichniowskiego, że ktoś rozkradł tysiące cennych butelek. Przyjął zgłoszenie. Nie dałem za wygraną. Prosto od niego udałem się do prezydenta. Poskarżyłem się, pytając, dlaczego miasto nie zabezpieczyło kamienicy przed rabunkiem i dewastacją. Prezydent wyrzucił mnie z gabinetu – twierdzi Ganobis.

Jakież było zdziwienie pełnomocnika rodziny Haberfeldów, gdy tuż po tym incydencie dowiedział się, że do oświęcimskiej prokuratury wpłynęło z magistratu zawiadomienie o podejrzeniu kradzieży butelek przez... niego. Ostatecznie sprawa została umorzona.

Historia zabytkowego budynku skończyła się kilka lat temu na oczach tysięcy oświęcimian. Haberfeldom nie udało się odzyskać własności. Popadające w ruinę obiekt w końcu trafił w ręce osób ze Śląska. Nowi właściciele nie dbali o rozsypującą się zabytkową kamienicę. W końcu nie pozostało nic innego, jak tylko zrównać ją z ziemią. Na transakcji ubili świetny interes. Kamienicę kupili za kilkadziesiąt tysięcy złotych i dwa auta w rozliczeniu. Po licznych perypetiach teren nabyli dwaj młodzi oświęcimscy architekci. Wraz z międzynarodowym konsorcjum chcą tu postawić czterogwiazdkowy hotel na 150 pokoi. Obok ma stanąć nowoczesny magistrat i galeria handlowa.

Felicja Haberfeld, która rodzinny dom opuściła tuż przed wybuchem II wojny światowej, udając się na wystawę światową do Nowego Jorku, dziś mieszka w Los Angeles. Ma 97 lat. Boi się powrotu do Oświęcimia. To miejsce wywołuje w niej bolesne wspomnienia. Gdy z mężem płynęła do Ameryki, w domu została malutka córeczka. Wraz z resztą rodziny zginęła podczas okupacji z rąk Niemców. Po dziś dzień Felicja nosi w sobie poczucie winy.

Mirosław Ganobis na co dzień współpracuje z miejskim instytucjami, m.in. z Muzeum Auschwitz i zbiorami historycznymi w oświęcimski zamku, gdzie znajduje się gros jego eksponatów. Posiada sporo książek z XVIII i XIX wieku związanych z Oświęcimiem i okolicą. Pokój wypełniają reklamy prężnych firm niegdyś funkcjonujących w mieście, jak choćby słynnej montowni samochodów „Oświęcim-Praga” (obecnie OMAG), którymi jeździł m.in. Jan Kiepura i Ada Sari.
Pan Mirosław ma też zbiór pamiątek należących do esesmańskiej załogi KL Auschwitz-Birkenau, w tym obraz prawej ręki osławionego dra Mengele. Obok wzrok przykuwa tablica z okresu okupacji ze złowieszczym napisem „Auschwitz. Kreis Bielitz”...










Żródło: www.super-nowa.pl

niedziela, 20 grudnia 2009

Ostatnie chwile pawilonu handlowego "Tęcza"

Krótki film dokumentalny opowiadający o historii i wyburzeniu pawilonu handlowego "Tęcza" w Oświęcimiu. Zawiera również zdjęcia oświęcimskiego rynku z czasów wcześniejszych.

W filmie wykorzystano zdjęcia Arkadiusz Zajasa a także archiwalne fotografie ze zbiorów Mirosława Ganobisa i Łukasza Szymańskiego.



Tęcza Oświęcim from Arkadiusz Zajas on Vimeo.

wtorek, 15 grudnia 2009

Budowlani zaczęli wgryzać się w betonowy schron

Solidny niemiecki beton poddaje się młotom i świdrom. We wtorek ruszyła rozbiórka bunkra na Rynku Głównym w Oświęcimiu.




Pracownicy firmy rozbiórkowej zapewniają, że do sylwestra po schronie nie będzie śladu. - Jesteśmy zaskoczeni. We Wrocławiu z podobnym bunkrem szło nam jak po maśle. Ten w Oświęcimiu jest o wiele solidniejszy - informuje Jerzy Bac, prezes firmy "Bactrans" z Wrocławia, która zajmuje się rozbiórką schronu. Jak zapewnia, bunkier zniknie z powierzchni ziemi przed Nowym Rokiem.

- Będziemy pracować od rana do późnych godzin wieczornych. Nawet w śniegu i mrozie, jeśli pogoda nie będzie dla nas łaskawa - deklaruje prezes firmy. Bunkier jest bardzo masywny. Jak ocenia Jerzy Bac, ciężarówki będą musiały kursować 30 razy, żeby wywieźć stąd cały gruz.

Prace w sercu miasta idą pełną parą. Podobnie jak w biurze projektowym firmy P.A. Nova, która przygotowuje projekt zagospodarowania Rynku. - Proszę o cierpliwość. Prace przygotowawcze pod kierunkiem Stanisława Lesera wciąż trwają - wyjaśnia Janusz Marszałek, prezydent Oświęcimia.
Centrum Starego Miasta będzie potraktowane kompleksowo.

- W lutym planujemy przeprowadzić konsultacje społeczne. W marcu projekt trafi pod obrady Rady Miasta - przekonuje Gerard Madej, zastępca prezydenta miasta. - Już w lipcu widoczne będą pierwsze efekty tych prac - dodaje.

Władze miasta zapowiadają, że w przyszłym roku oświęcimski Rynek odzyska należny mu blask i prestiż. Pytanie tylko, co uda się zrobić za 1,4 miliona zł. Tyle bowiem pieniędzy zaplanowano w projekcie przyszłorocznego budżetu na przebudowę Rynku.

Sprawdziliśmy, na co te pieniądze wystarczą. W kilku firmach architektonicznych przyznają, że z taką kwotą miasto nie zaszaleje. Sam projekt architektoniczny kosztuje w granicach 30 - 40 tys. złotych. Wybrukowanie całego Rynku kostką granitową to wydatek rzędu przynajmniej pół miliona złotych.
Oczko wodne o powierzchni 30 metrów kwadratowych plus fontanna, to kolejne 30 tysięcy. Zostanie jeszcze na posadzenie kilku drzewek i zamontowanie ławeczek.

W innych miastach postarano się o środki unijne. Zarząd Województwa Małopolskiego podzielił na rewitalizację miast prawie 250 milionów złotych. Oświęcim będzie musiał przyjąć oszczędną wersję. - Więcej pieniędzy nie ma i nie będzie. Póki co, to nawet nie mamy projektu, więc ten 1 milion 400 tys. zł, to zamrożone pieniądze - uważa Krzysztof Kuczek, radny miejski.

Co gorsza, urzędnicy wciąż nie mają pomysłu na przyszłość Rynku. - Jeszcze będziemy się zastanawiać, co zrobić z głównym placem miasta - przyznaje Piotr Kućka, przewodniczący Rady Miasta Oświęcim. - Rzadko się zdarza, żeby robić Rynek na nowo w mieście, które ma ponad 800 lat. Moim zdaniem, powinien być rozpisany konkurs architektoniczny. Trzeba dużo rozwagi. Pośpiech jest niewskazany - dodaje.

M.Pawłowska, L. Pniak

Źródło: gazetakrakowska.pl

sobota, 12 grudnia 2009

Koniec wojny na Rynku

Władysława Kadela pokazuje stare zdjęcie z bunkrem postawionym przez okupanta na oświęcimskim Rynku Głównym. – Cieszę się, że dożyłam chwili, gdy ten relikt przeszłości stąd zniknie – powiedziała nam starsza oświęcimianka. W przyszłym tygodniu powinna rozpocząć się rozbiórka potężnego obiektu.

Zgodę na wyburzenie poniemieckiego bunkra, na którym do niedawna posadowiony był obskurny pawilon handlowy „Tęcza” wydał małopolski konserwator zabytków Jan Janczykowski. Taka decyzja wydawała się oczywista i mało kto wyobrażał sobie inne rozwiązanie.

– Bunkier powinien przestać istnieć przed końcem roku – powiedziała nam w piątek Katarzyna Kwiecień, rzeczniczka Urzędu Miasta.

Oznacza to, że w przyszłym tygodniu na środek oświęcimskiego Rynku Głównego wrócą robotnicy z wrocławskiej firmy, która pod koniec listopada zaczęła wyburzanie „Tęczy”. Jerzy Bac, szef firmy rozbiórkowej Bactrans przyznaje, że wyburzenie bunkra będzie znacznie trudniejsze niż posadowionego na nim do początków grudnia pawilonu handlowego.

– Zostanie rozebrany metodą klinów trójdzielnych i metodą chemiczną. Ze względu na sąsiedztwo ze starymi kamienicami nie można zastosować w tym przypadku metody wybuchowej ani udarowej – wyjaśnia Bac.

Mirosław Ganobis, znany kolekcjoner pamiątek związanych w Oświęcimiem nie mógł pominąć okazji jaką była rozbiórka „Tęczy”.

– Udało mi się znaleźć pięć granitowych kostek, które miały tłumić uderzenie od góry w bunkier w przypadku bombardowań. Niemcy wyłożyli trzy warstwy tychże kostek, o czym świadczą zdjęcia z okresu okupacji – przytacza Ganobis. – Są dosyć ciężkie, ale przyznam, że ich nie ważyłem – dodaje z uśmiechem.

Dla siebie zostawił jedną kostkę. Pozostałe rozdał ludziom interesującym się historią miasta. Jeden egzemplarz przekazał do zamkowych zbiorów.

W przejściach pod bunkrem pan Mirosław natknął się na beczkę z 1938 r. z niemieckimi napisami i danymi producenta.

– Wylewając z niej kamienie natknąłem się na jest hełm żołnierski, prawdopodobnie sowiecki. Wkrótce pójdzie do renowacji – obiecuje.

Sama beczka jest w tej chwili czyszczona. Dzięki napisowi wiemy już, iż widnieje na niej nazwa firmy komunalnej, która po dziś dzień funkcjonuje w Niemczech.

– Świetnie prosperuje i zatrudnia 6,6 tysięcy pracowników – precyzuje Ganobis.

Władze miasta wciąż nie mają gotowego projektu zagospodarowania płyty Rynku Głównego po wyburzeniu „Tęczy” i bunkra. Mają za to nadzieję, że uda się przenieść na przyszły rok pieniądze na ten cel z tegorocznego Oświęcimskiego Strategicznego Programu Rządowego.
Opozycja, głównie z PO, zarzuca prezydentowi Januszowi Marszałkowi, iż poprzez swoją nieudolność przegapił szansę na 15 mln zł na rewitalizację starówki z funduszy unijnych.

– Nie startowaliśmy w pierwszym naborze, bo nie mieliśmy gotowego planu rewitalizacyjnego, z którego bylibyśmy zadowoleni – przyznaje Gerad Madej, zastępca prezydenta Oświęcimia.

Prezydent Marszałek deklaruje, że miasto przystąpi do przyszłorocznego naboru. Problem w tym, że władze województwa chcą zmienić warunki gry i zrezygnować z kolejnego naboru w ramach lokalnego programu rewitalizacji. Prezydent Oświęcimia napisał do marszałka województwa małopolskiego, by nie zmieniał dotychczasowych zasad. Jednak dopiero w lipcu 2010 roku oświęcimski magistrat zamierza złożyć pierwsze projekty rewitalizacyjne do naboru w ramach Małopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego.

– W tym momencie lokalny plan rewitalizacji dla naszego miasta jest w fazie opracowywania zmian – nie ukrywa wiceprezydent Madej. – Na przełomie grudnia i stycznia dokument trafi do konsultacji w urzędzie. W lutym planujemy przeprowadzenie konsultacji społecznych, a miesiąc później przedstawienie planu do uchwalenia Radzie Miasta.

Oświęcimscy urzędnicy opierają zarzuty, że nie potrafią pozyskiwać funduszy na odnowienie miejscowych zabytków. Wiceprezydent Madej przypomniał, że w zeszłym roku miasto pozyskało milion złotych na konserwację i podwyższenie średniowiecznej wieży oświęcimskiego zamku. Sęk w tym, że już kilka razy przesuwano termin otwarcia baszty dla turystów, bo co rusz pojawiają się kolejne trudności.

Gerard Madej wspomniał też, że parę lat wcześniej miasto zdobyło kilkumilionowe wsparcie na rewitalizacje samego zamku. Z efektów pracy specjalistów nie wszyscy byli zadowoleni. Część oświęcimian uznała, że zabytkowy obiekt stracił walor historyczny. Urząd dostał również fundusze z tzw. programu górniczego i chemicznego na wybrukowanie uliczek w Rynku. Problem w tym, że zwycięska firma wykonała zadanie tak, iż panie na obcasach wpadają w przerwy między kostkami.






Źródło: www.super-nowa.pl

wtorek, 1 grudnia 2009

Spotkania z Klio ... czyli Jak Praga - Oświęcim z Nepomucenem

"Był i nie ma. A może być. Pomnik św. Jana Nepomucena w Oświęcimiu. Stał na Rynku Głównym. Tak jak w wielkiej Pradze, tej od południowych sąsiadów, na moście Karola. Z piękną aureolą, która w gwiazdach - wokół głowy - ukryte miała cnoty męczennika. Patronował i patronuje mostom i przeprawom, łaskawością ma obdarzać rodziny, towarzyszyć dobrej spowiedzi, stać ma na straży honoru i sławy. W Oświęcimiu na Rynku chronić miał bodaj Nepomucen pola i plony od wód kapryśnej i niebezpiecznej Soły, a przede wszystkim – stojąc u bram ratusza, czuwać miał nad dobrą sławą i powodzeniem publicznej sprawy.W Oświęcimiu historia pomnika św. Jana Nepomucena sięgała wieku XVIII lub też samego początku XIX wieku, czemu świadczyć mają dokumenty Salezjanów z Oświęcimia. Skutecznie i dzielnie św. Jan Nepomucen stał na Rynku w Oświęcimiu do 1881 r. (to jest do drugiego wielkiego pożaru jaki miał miejsce w XIX stuleciu w Oświęcimiu) w dobrej kondycji i w stanie nienaruszonym.


Czytaj więcej i zobacz zdjęcia na kasztelani.pl


Jacek Polak