"W Oświęcimiu żyło się nam bardzo dobrze, może były wyjątki, ale mnie żyło się doskonale, moim rodzicom żyło się doskonale, mojej rodzinie. Nie widziałam żadnej dyskryminacji: w szkole, na ulicy, w synagodze - nigdzie. Nasze dzieciństwo było piękne. Bardzo, bardzo piękne" - mówi Tova Berlinski.
"Byłam w domu, który moi rodzice sprzedali Dolińskiemu, na Zaborskiej 13. I pani Dolińska, bardzo miła osoba, zaprowadziła mnie tam... Wszystko wygląda inaczej. Ale mury wewnętrzne, poręcz i schody stare zostały takie same. Jak na to patrzyłam, to jakbym przyszła z powrotem do domu."
To finałowe słowa niezwykłego filmu stworzonego przez oświęcimskich uczniów i nauczycieli. Filmu, który zadziwia świat. Wzruszenia jak u Spielberga i Polańskiego, choć budżet... Nie było w zasadzie żadnego budżetu. Tylko serce.
37-minutowe dzieło oglądamy w Centrum Żydowskim, st. metrów od Zamku Piastowskiego, dwieście od Soły, która została w filmie wielokrotnie wymieniana jako rzeka magiczna. Dwa kilometry od KL Auschwitz I, o którym w dokumencie filmowym mówi się tylko raz. Ten obraz to sielanka. Opowieść przedwojennych mieszkańców miasta, Żydów i Polaków, o najcudowniejszym miejscu na ziemi. O domu.
Oglądamy to wszystko w wypełnionej po brzegi sali. Dzieciaki, rodzice, babcie, dziadkowie. Wszyscy ocierają łzy.
\*\*\*
Finałowe zdanie wypowiada Tova Berlinski, artystka urodzona w Oświęcimiu w roku 1915 jako Gusta Wolf z domu Horowitz. W 1938 roku wyemigrowała do Palestyny, od ponad półwiecza żyje w Jerozolimie, ale - jak zapewnia najczystszą polszczyzną - czuje się Polką, a nade wszystko - oświęcimianką.
Oświęcimianką poczuła się też w końcu Halina Świderska, germanistka z "Konara", najstarszego liceum w grodzie nad Sołą. Z urodzenia wrocławianka, przebywa tu ponad ćwierć wieku. Wraz z mężem Wiesławem, również germanistą, mieszkają na ósmym piętrze bloku na Zasolu. Równoległa ulica nazywa się Obozowa, prostopadła - Więźniów Oświęcimia. Gdyby nie sąsiedni blok - mieliby z okien widok na "Arbeit macht frei"...
- To nigdy nie było moje miasto - przyznaje Halina. - Wydawało mi się obce, szare i nudne. Zanim tu przyjechałam, kojarzyło mi się - jak większości Polaków i całemu światu - wyłącznie z obozem. Był wprawdzie taki transparent przy moście piastowskim: "800 lat", ale nic mi nie mówił.
Denerwowały ją pożydowskie kamienice w centrum, irytowała dawna fabryka likierów Haberfelda. Popadały w ruinę, szpeciły miasto. Była wściekła, że jakaś cegła może jej w końcu spaść na głowę. Czemu urząd tego nie zburzy?
- Dzisiaj przechodzę obok wyrwy po Haberfeldzie, obok pustego miejsca po wielkiej synagodze, wzdłuż dawnej ulicy Żydowskiej - z raną w sercu. Może to zabrzmi górnolotnie, ale moja wyobraźnia wypełnia te miejsca - mówi Halina.
Oto z niepamięci powstają stare budynki, słychać uliczny gwar, dzwoneczki powozów i entuzjazm tłumów spieszących pod pomnik świętego Jana, by tańczyć z okazji Symchat Tora. Dzieci z chorągiewkami, świecami, kołatkami... Halina ma to przed oczyma. Wiesław też to widzi. I czuje.
Zapragnęli to pokazać światu. Zrobili film. Stał się, nieoczekiwanie, dziełem ich życia.
\*\*\*
"Jak ja spotykam kogoś z Oświęcimia, to jakbym spotkała króla" - mówi w filmie Adela Huppert.
"No, piękne życie. Takie ładne miasteczko" - Zygmunt Feiler ociera olbrzymie łzy.
Abraham Feiner: - "W środku rynku był pomnik nieznanego żołnierza. I każden rok wojacy polscy tam przychodzili, żeby paradę... defiladę... Rabin Bombach był zaproszony na to."
A Jerzy Feiner, z aparatem słuchowym na uszach, śpiewa: "Świeć naszej polskiej krainie, uczcimy ciebie piosenką... Witaj maj!, Piękny maj, U Polaków błogi raj, Witaj maj...".
Adela Huppert-Bronner z d. Bornfrajnd, jej siostra Hudzia Domb, Chajka Grajzman z d. Samuel: "W sobotę szłyśmy na Jagiellońską i spacerowałyśmy. Ciężko było przejść".
Jerzy: - "Były miasta, gdzie były pogromy, gdzie się zabijało; ale nie tu, chrześcijanie i Żydzi... Żyło się razem".
Tova: "W Oświęcimiu żyło się Żydom bardzo dobrze, może były wyjątki, ale mnie żyło się doskonale, moim rodzicom żyło się doskonale, mojej rodzinie tak samo. Nie widziałam żadnej dyskryminacji: w szkole, na ulicy, w synagodze - nigdzie. Nasze dzieciństwo było bardzo piękne. Bardzo, bardzo piękne".
Jan Knycz: "W domu, gdzie mieszkam, były cztery rodziny żydowskie. Dr Osterweich, adwokat, z którym stosunki bardzo zażyłe, on się stołował u nas".
Tova: - "U pani Ślusarczykowej jadło się z takiej glinianej dużej miski kartofle i kwaśne mleko. I ja też tam jadłam ze wszystkimi i tam przychodziłam ubierać choinkę... Przeżywałam nasze święta, jak i katolickie. Ja mogłam dekorować w święta kuczek, a potem to brałam i dekorowałam choinkę. Nie daj Boże - nie święcić Mikołaja?! I musieli mnie brać na jasełka i na pasterkę koniecznie, bo jak nie, to awantury były."
Rachel Jakimowski: - "W Oświęcimiu się tańczyło Symchat Tora dookoła świętego Jana. To było takie wesołe. Dzieci z chorągiewkami. I każdy miał ze sobą swoją Torę. Nie było drugiego miasta, żeby Żydzi sobie na coś takiego pozwalali".
Franciszka Świderska: - "Były domy żydowskie w Rynku, to jak była procesja Bożego Ciała, to były oświetlone okna. A jak były żydowskie święta, to Polacy też się poczuwali do tego, żeby te okna udekorować. Porozumienie, szacunek dla religii."
Lola Bodner: - "Miałam bardzo dużo koleżanek Polek, przychodziły do nas, ja szłam do nich, szliśmy na grzyby, szukaliśmy poziomek, tańczyliśmy, bawiliśmy się, na wycieczki razem, byliśmy w najlepszej komitywie."
Rachel Jakimowski: "Pamiętam zimowe dnie, pierwszy śnieg. Tośmy lecieli rano na nowy rynek i robiliśmy orły na śniegu."
Tova: - "Ja wieczór wychodziłam sama na pola. I jakbym tylko mogła, to bym się sama w tę ziemię wsadziła."
\*\*\*
Niemal wszystkie wspomnienia oświęcimskich Żydów zarejestrował najpierw amatorską kamerą Artur Szyndler z Centrum Żydowskiego w Oświęcimiu. Kiedy pod koniec 2007 roku wybierał się na seminarium do Izraela, pomyślał sobie, że to może być ostatnia szansa. Ludzie mają przecież po 80, 90 lat.
Uzyskał zgodę na wydłużenie pobytu o 10 dni - co kosztowało tysiąc dolarów - i poumawiał się z izraelskimi oświęcimianami. Potem musiał ich jakoś nagrać, ustawić kamerę, żeby było dobrze widać i słychać. Jako historyk z zawodu nie miał o technice większego pojęcia, nie dysponował oświetleniem, mikrofonami itp. Za plecami staruszków krzątają się więc ich rodziny, słychać niesforną dzieciarnię i brzęk talerzy, nieomal czuć zapach potraw pichconych w kuchni.
I to jest chyba najbardziej poruszające.
Ów niesamowity materiał spoczął na półce w Centrum Żydowskim - obok wielu nagrań, dokumentów, fotografii. - Pracujemy w bardzo oszczędnym składzie - tłumaczy dr Szyndler.
Nie spodziewał się, że nagrane przez niego wspomnienia Żydów (i zarejestrowane wcześniej relacje Polaków) szybko przestaną być materiałem archiwalnym. Tymczasem pojawili się Świderscy. I postanowili użyć nagrań do zrobienia filmu dokumentalnego.
\*\*\*
Wiesław Świderski nie należy do pedagogów odbębniających pensum. Współpracuje z Międzynarodowym Domem Spotkań Młodzieży od zarania tej instytucji. Jego klasa jako pierwsza przekroczyła też próg Centrum Żydowskiego.
Trzy lata temu w liceum Konarskiego powstała specjalna 26-osobowa klasa, która zaangażowała się w projekt "Miejsce zamieszkania: Ziemia Oświęcimska - przekleństwo, uśmiech losu?". - Dodatkowe zajęcia, wyjazdy, dyskusje w soboty, niedziele. Bez protestów. Czysta pasja - opisuje Wiesław.
Potem był projekt "Ja wam pokażę...", wraz z uczniami z Krakowa i Nowego Sącza. Młodzi z Konara mieli pokazać rówieśnikom przedwojenny żydowski Oświęcim. Trudna sprawa. Bo choć w 14-tysięcznym miasteczku Żydzi stanowili ponad 60 proc., choć było to żydowskie centrum gospodarcze i kulturalne, ze sławnymi rabinami i przemysłowcami - śladów po owym barwnym i przebogatym świecie prawie nie ma. Kamienice przy dawnej ul. Żydowskiej znikły, podobnie jak liczne bożnice, "Haberfeld" też runął... Jest tylko cmentarz - i odnowiona na przełomie wieków synagoga przy Centrum Żydowskim.
Okazało się jednak, że są maniacy, jak Mirosław Ganobis. Od lat szczenięcych próbuje ocalić, często z ruin, gruzów nawet, wszelkie pożydowskie przedmioty, zdjęcia. I udostępnia.
Są historycy, jak Lucyna Filip z muzeum Auschwitz, którzy dogłębnie przebadali osiemsetletnią historię, opisując wyjątkowo harmonijne współżycie Polaków i Żydów.
Są wspomnienia oświęcimian, na przykład Josefa Jakubowicza, rocznik 1925. Zdumiewająco sielskie. I nie wyjątkowe.
Dzieciakom, pod okiem Świderskich, udało się pokazać fantastyczny, kolorowy świat. Opowiadali o nim na spotkaniach z rówieśnikami. Opisali go. Prezentowali zdjęcia. Koordynatorzy programu byli zachwyceni, sponsorzy także. Stąd ciąg dalszy. Którego efektem jest m.in. film "Oszpicin - ocalić od zapomnienia". Sielankowy.
Czy prawdziwy?
- Jako historyk zrobiłbym go może trochę inaczej. Nieco zniuansował - przyznaje Artur Szyndler, którego nagrania z Izraela, uzupełnione o zdjęcia (m.in. z kolekcji Ganobisa) posłużyły Świderskim za fundament filmowej narracji. Jednak kiedy wraz z kolegą z Centrum Żydowskiego, Tomaszem Kuncewiczem, zobaczył dzieło uczniów i Świderskich, wiedział, że to jest coś wielkiego. Co trzeba koniecznie pokazać światu. I zrobili z tego wydarzenie na całe miasto. Przyszły tłumy.
- Po stokroć oglądaliśmy 60 godzin relacji udostępnionych nam przez Artura i Tomka - mówi Halina. - Wybór był trudny. Ale niczego nie zmanipulowaliśmy. Te żydowskie i polskie opowieści o przedwojennym Oświęcimiu są właśnie takie sielsko-anielskie. Zdajemy sobie sprawę, że z biegiem lat nostalgia, wspomnienie dzieciństwa, wypiera z pamięci rzeczy złe, a uwypukla dobre. Ale może tak powinno być? A jeśli to pomoże szarym oświęcimianom wypełnić pustkę - w pamięci, w sercach? Pustkę po współbraciach, dzięki którym przez wieki to miasto było tym, czym było. Najpiękniejszym miejscem na ziemi.
\*\*\*
Tova Berlinski: "Oświęcim ukształtował mój charakter, ze swą barwnością i swobodą, z ludźmi, ze wszystkim, co zawierał. To jest krwawy paradoks tego miejsca: w tym mieście, gdzie nam było tak dobrze, gdzieś u wylotów, na skraju, mieści się ten obóz. Oświęcim nigdy dla mnie nie będzie Auschwitz. Dlatego tylko obóz jest Auschwitz i on z tym miastem nie ma nic wspólnego."
Zbigniew Bartuś
Żródło: http://www.dziennikpolski24.pl/
Fot. Marek Mordan
http://bobemajse.blogspot.com/2009/12/jedz-ryby-coreczko.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Ola - Bobe Majse